"...I jeszcze
Wiem
Że do nich
Gna mnie los

A jednak wciąż
Nie ruszam stąd
Bo może stanie się raz jeden cud
I przyjdziesz dotkniesz mnie
I powiesz
Zostań tu"

niedziela, 28 lipca 2013

EPILOG

Powietrze drga od brzęczącej maszynerii. Otwieram oczy, szukam okularów. Leżą obok twojej dłoni. Żałuję, że nie wydziobałem sobie nimi oczu, żałuję, że to już godzina 5:00 nad ranem kolejnego dnia. W momencie, kiedy wkładam okulary, uświadamiam sobie, że moje nadzieje znów spełzły na niczym. Przez noc nie wyzdrowiałaś, nie wybudziłaś się ze śpiączki, ba- nawet się nie poruszyłaś. Bolesny ucisk w gardle uświadamia mi, że po raz ostatni siedzę w tej sali i z ulgą patrzę jak miarowo oddychasz. Dziś przyjdą i mi Ciebie odbiorą. A ty przecież wolałabyś żyć. Może nie tak jak teraz. Może cierpisz. Ale jestem pewien, że wolałabyś żyć.
Sprawdzam telefon. 20 wiadomości, których wieczorem jeszcze nie było. Musiały przyjść w ciągu nocy. Trzy z klubu, jedna od twojej matki, reszta od chłopaków z kadry i znajomych. Ci z klubu współczują, ale tak naprawdę liczą na to, że ten miesiąc przerwy to już ostatni. Wysyłają kondolencje, bo ktoś widocznie podkablował, jaka jest sytuacja. A na końcu jest link do rozkładu treningów. Sms od twojej matki – tyryryry, też jest jej przykro. Przyjdą o 10. Podnoszę wzrok znad telefonu.
- Zostało nam 5 godzin – mówię, z przykrością rejestrując fakt, że nie uciekłaś. Leżysz niczego nieświadoma. Jeżeli coś Ci się śni, ten sen musi być lepszy od rzeczywistości, skoro nie chcesz się budzić. A może boisz się, że zawiodłaś matkę? 
Na końcu sms’a jest informacja, że jeszcze chwilę przed planowanym morderstwem, ponowią próbę wybudzenia Cię. Siadam na brzegu twojego łóżka. Czy masz świadomość, że to koniec? 
O 10:05 na korytarzu rozlegają się kroki. Za chwilę tu wejdą. Za chwilę Cię stracę. Całuję Cię więc przeciągle, zasłaniam usta wierzchem dłoni i powtarzam sobie głośno:
- Będzie dobrze
Uśpiona do tej pory świadomość mówi mi, że powinienem był walczyć o Ciebie do końca, tak jak ty byś walczyła o mnie. 
- Trzy miesiące walki, żeby teraz się poddać...
- Nie mów tak, Michał – w sali rozlega się cichy, ciepły, chociaż bardzo słaby głos. Zaskoczony obracam się szybko. Oczy szklą mi się za bardzo – Nie mów tak. Czasem trzeba kapitulować, żeby nie zadawać cierpienia jej i sobie – nie potakuję. Czekam na nich. Czekam i patrzę, a ręce drżą mi bardziej niż kiedykolwiek. Wchodzą. Lekarze, pożal się Boże. Odłączają jedną rurkę, doprowadzającą galaretowaty płyn do kroplówki. Jeden z nich uspokaja nas gestem. 
- Majstrowaliśmy przy niej, gdy pan spał – informuje mnie kolejny. Zaciskam palce w pięść – Wybudzanie trochę trwa. Odłączenie jednej dawki leków nie dało do tej pory rezultatów. To dobry znak. Odłączamy kolejną. Na tym polega wybudzanie. Dla pańskiej informacji, nie wiemy, jakie szkody w jej mózgu poczynił ten wypadek. Część potyliczna kresomózgowia została praktycznie zmasakrowana. Czy będzie widzieć, jeśli się wybudzi? Niech Bóg ma ją w swojej opiece.
Nie wiem czemu, ale po cichu zaczynam się modlić. Po odłączeniu tej małej rurki wszystko wydaje się być w porządku. Lekarze rozchodzą się po kątach niewielkiej sali. Jeden czuwa. Zupełnie jak ja. Moja mała, kochana, dzielna dziewczynka. Bezbronna wśród tych ludzi, którzy zupełnie Cię nie znają. Nie poznali i nie poznają tak dobrze jak ja. Nie spuszczamy z Ciebie wzroku, kolejne minuty nie przynoszą niczego nowego. Z letargu wyrywa nas coraz szybsze popiskiwanie brzęczącej dotąd maszynerii. Lekarz toruje mi drogę do Ciebie. Patrzy na mały monitorek, potem na mnie:
- Umiera – mówi, nadal mnie zatrzymując, podczas gdy tamci próbują ratować twoje kruche życie. Dudni mi w skroniach, mam wrażenie, że za chwilę osunę się na ziemię, ale dla Ciebie jestem silniejszy niż czuję.
- N...nie- jąkam. Jestem pewien, że nie. Chcę Ci to powiedzieć. Strach, ból i świadomość najgorszego uderzają we mnie jednocześnie. Usiłuję chwycić twoją dłoń, powiedzieć, żebyś się nie bała, że wszystko będzie dobrze, że... Później już nic nie ma. Wpasowujesz się w mroki podziemia.


***
Przepraszam was. Mimo wszystkiego, co tu się stało, ta wykreowana przeze mnie Marlena żyje w waszych sercach. W waszych sercach może być szczęśliwa, może też być wampirem, jak to już jednej osobie sugerowałam. W waszej wyobraźni nawet Kubiak może grać z numerem 20 (tak Aniu, może). Ta historyjka była dla mnie szczególna. Pisana w amoku po stracie szansy na medale IO. Pisana po szaleństwie Euro 2012. Ta historyjka musiała powstać i tak się zakończyć. Nie potrafię wyjaśnić dlaczego. Tylko w jednym momencie, wczoraj, miałam chwilę zwątpienia i chciałam uratować Marlenę rękami Kubiaka. To przez @make_me_happy, która siedziała do północy w oczekiwaniu na publikację (wyliczając minuty pod koniec). Dałaś mi do myślenia, naprawdę ;______; I słodzę dalej, bo asdfghjkl♥ chociaż miałam przestać.

Co nowego mogę wam zaproponować? Czym jeszcze was zanudzić albo zdegustować? Nic prostszego, nie pytajcie nawet -> Niepokorni, nieidealni
Wyszło tak, a nie inaczej, że za tydzień pojawi się tam prolog, a ja jeszcze jakiś czas pobawię się w pisanie o siatkarzach. Małe Cuda swoją drogą, tam być może w okresie zimowym pojawią się zaległe opowiastki, które jednak chciałabym pokazać światu. Myślałam, że to opowiadanko, które zaczęłam zmieści się w kilku rozdziałach, ale chyba znowu zaczynam myśleć za co przepraszam :D
EDIT: Ciężko mi się rozstać z tym opowiadaniem. Bardzo.
EDIT2: Dziękuję wszystkim, którzy czytali. Właśnie dotarło do mnie, że nie podziękowałam, więc dziękuję, żeby nie było, że nie dziękowałam.

4 komentarze:

  1. Płaczę, piszesz pięknie.
    Dziękuję za to opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niech ciarki na całym moim ciele będą najlepszym komentarzem do tego, co tutaj właśnie zrobiłaś.
    I choć nie chciałam końca, to dziękuję za tę historię.

    OdpowiedzUsuń
  3. ;_____;
    co tu dużo pisać, smutam, bo koniec, bo Marlenki nie ma, bo Michał jest nieszczęśliwy.
    Wykonałaś kawał dobrej roboty, bo to opowiadanie jest mistrzowskie i trafiło do mojego serduszka, jak rzadko które. Pisz dalej <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń