Faktem jest, że później słusznie uznawali nas za parę.
Co szczególnego chciałbym Ci jednak przypomnieć z okresu, kiedy jeszcze słowo ‘para’ nie odzwierciedlało faktycznego stanu naszych relacji?
Może moment, kiedy pierwszy raz nie pojawiłaś się ani na meczu, ani w kolejce po autograf, których w najgorszym wypadku miałaś 30. Mało powiedziane, że zabolało. Od wspomnianego już przejścia na ‘ty’ coraz chętniej ucinałem sobie z Tobą pogawędki, przestałem się nawet mądrzyć, a okazało się, że mówiłaś naprawdę sensownie. I miałaś pasję, tę samą, co ja. Klub zazdrośniczek rósł w oczach, ale wówczas widziałem tylko Ciebie. Wcale nie byłaś zapatrzona we mnie jak w obrazek, przeciwnie – uwielbiałaś mi dokuczać. A przecież i ja nie byłem wówczas nie wiadomo jak sławnym siatkarzem, więc takie burze przechodziły obok mnie i raczej nie słuchałem, co mówili inni.
Ale akurat, kiedy miałem zamiar się zbłaźnić i dzielnie zaproponować wspólne wyjście zaraz po meczu... ty się nie pojawiłaś. A może to było jedno z twoich zagrań? W każdym razie zawiodłem się na najwierniejszym fanie. Właściwie fance. Wiem, że mogłaś się tylko roześmiać na widok miny zbitego psa, gdy wychodziłem z hali, a ty czekałaś na zewnątrz, skandując moje nazwisko. Wiem, ale byłem urażony twoją nieobecnością i dojście do siebie zajęło mi chwilę.
- Nie wystarczyło mi z pensji – wytłumaczyłaś się, podsuwając mi koszulkę całą w autografach i wskazując kilka centymetrów kwadratowych wolnego miejsca, które miałem przyozdobić charakterystycznym znaczkiem.
- Ile ich masz? – zapytałem, zgrabnie zmieniając temat. Uśmiechnęłaś się najwyraźniej dumna z siebie, mruknęłaś ‘35’ i zabrałaś swój marker. Było jeszcze jedno, co mnie interesowało w tej sytuacji, ale ubiegłaś mnie:
- Żeby upamiętnić swoje spotkania z jednym z najlepszych obecnie siatkarzy w Polsce, a w przyszłości może także na świecie.
Ale wówczas był rok 2007, wszystko szło do przodu i my poszliśmy na kawę, bo byłem po prostu Michałem, a po prostu Michały nie wahają się, kiedy ktoś taki jak ty, zastępuje im drogę trzydziesty piąty raz. Zgodziłaś się, co prawda nie od razu, ale miałaś to do siebie, że intuicji ufałaś nade wszystko. Wtedy Cię nie zawiodła.
***
To krótkie opowiadanie. Zastanawiam się dlaczego nie wrzuciłam od razu całości.
Kolejny intrygujący i bardzo wciągający rozdział. :)
OdpowiedzUsuńWedług mnie dobrze, ze nie wstawiłaś całego ;D dzięki temu my - czytelnicy możemy się dłużej cieszyć ty,m opowiadaniem :)
Pozdrawiam :)
Awwwwwwwwwwwwwwwwwww!
OdpowiedzUsuńWybacz, ale na nic więcej mnie nie stać, bo on i ona, oni razem, och, są tacy piękni. Ta ich budująca się dopiero relacja jest taka, no właśnie taka! Chyba nie ma osoby, która nie chciałaby czegoś takiego przeżyć.