"...I jeszcze
Wiem
Że do nich
Gna mnie los

A jednak wciąż
Nie ruszam stąd
Bo może stanie się raz jeden cud
I przyjdziesz dotkniesz mnie
I powiesz
Zostań tu"

niedziela, 7 lipca 2013

ROZDZIAŁ 4

Dwa lata nie wystarczyły, żeby o Tobie zapomnieć, chociaż próbowałem. Dużo było ku temu powodów, a i okazji nie było mniej. Było ich tak wiele, jak wiele jest kobiet. Do Polski jednak wróciłem jak na skrzydłach i pierwsze, co mnie powitało, to bladoniebieskie, wyniosłe spojrzenie spod rudej, prostej grzywki. Politechnika była wybawieniem, chociaż rodzinie nie spodobał się pomysł przerwania zagranicznej kariery. Walczyłem z nimi, ze sobą i z chęcią oświadczenia Ci się na lotnisku. Bo byłaś piękniejsza i dojrzalsza niż Cię zapamiętałem.
Problemy zaczęły się wraz z pytaniem o wierność, co doszczętnie zdawało się rujnować moje plany na przyszłość. Bo przecież dobrze wiedziałaś jak było. Aniołem nie byłem nigdy i zastanawiałem się wówczas czy ty byłaś. Pytanie o wierność miało być skrótem do powiedzenia sobie ‘do widzenia’. Znowu walczyłem z Tobą, ze sobą i z chęcią pozwolenia losowi, żeby doszczętnie spieprzył mi życie.
Twierdziłaś, że nie masz zamiaru przykładać ręki do złej sławy mojego nazwiska, co argumentowałaś z drugiej strony barierki. Tak, nadal przychodziłaś po autografy, tyle, że z inną koszulką, bo ta, którą mi dałaś, ja gdzieś zgubiłem. Potem powiedziałaś mi, że potraktowałem Cię jak szmatę, jak koszulkę – gdzieś Cię zostawiłem, nie pamiętając w którym miejscu. Było w tym trochę prawdy i wiedziałbym o tym, gdybym tylko się zastanowił.
Pewnego pięknego dnia dałaś mi jeszcze jedną, tak upragnioną szansę, chociaż twoje oczy mówiły, że wcale na nią nie zasługuję i sam się z tym w duchu zgadzałem. Od tamtej pory był dystans. To ty wytworzyłaś ten gruby mur i zaprzeczałaś, kiedy pytałem, czy potrafisz mi już zaufać. Sam wcale sobie nie ufałem, a od Ciebie oczekiwałem niemożliwego. Z czasem sytuacja zaczęła się poprawiać. Wtedy jak grom z jasnego nieba spadła oferta nie do odrzucenia. Wyłącznie dla Ciebie był to grom z jasnego nieba, ponieważ ja o ten kontrakt starałem się w tajemnicy przed Tobą od dłuższego czasu.
- Skoro musisz – westchnęłaś i podałaś mi marker. Ostatni raz złożyłem Ci autograf jako siatkarz AZS Politechniki Warszawskiej. Potem odebrałaś mi swoją koszulkę, bo jakaś część Ciebie miała zakodowane, żeby nie dawać mi siebie za dużo.
***
Tak oto idziemy w stronę końca. Czy to lepiej, czy gorzej? Tę kwestię zmuszona jestem pozostawić wam :) Dziwnym uczuciem darzę to opowiadanko, chociaż teraz widzę jak mało na to zasługuje.

4 komentarze:

  1. Jednak przez rozłąkę coś się zmieniło, na gorsze. Mimo wszystko próbują jakoś, pomału.
    Koniec, nie chcę końca. To opowiadanie ma swój urok, który mnie zaintrygował już na samym początku.
    Mam nadzieję, że jeśli zakończysz to, ruszysz z czymś nowym :)

    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie, nie dawać za dużo- od razu dać wszystko. Chrzanić ostrożność i uwagę, jak się bawić, to się bawić.
    Przyjemności z takiej relacji żadnej, bo ta druga osoba z założenia ma być godna zaufania. A jeśli nie jest to szkoda sił, nie?
    Iść w stronę końca zawsze gorzej, ale pobądź tu jeszcze, bo wciąż mam niedosyt.
    Pozdrawiam.
    [kignaczak]

    OdpowiedzUsuń
  3. No ale nie zapomnieli o sobie, to chyba się najbardziej liczy.
    Zgadzam się z opiniami wyżej, ta historia ma niebywały urok i z chęcią poczytałabym duuuużo więcej! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. ojej, Michał zachował się brzydko, bardzo!, gubiąc koszulkę. Powinien traktować ją jak największy skarb, jak relikwie, bo przecież zależało mu na Marlenie, prawda? Zależy, nadal. Tylko ciągle popełnia głupie błędy. Opanuj się chłopie, po prostu się opanuj!
    Wiesz co? Ta opowiastka trafia do mojego serduszka <3

    OdpowiedzUsuń