"...I jeszcze
Wiem
Że do nich
Gna mnie los

A jednak wciąż
Nie ruszam stąd
Bo może stanie się raz jeden cud
I przyjdziesz dotkniesz mnie
I powiesz
Zostań tu"

niedziela, 14 lipca 2013

ROZDZIAŁ 5

Odbudowanego zaufania starałem się nie tracić. Starać się – to jedno. Robić – to drugie. W którymś momencie przestałaś mi pobłażać. No i widywaliśmy się rzadko. Pracowałaś w Warszawie, bo tam znalazłaś sobie azyl. Kim mogła być kobieta taka jak ty? Nie do końca ułożona, grzeszna, ale nade wszystko potrzebująca poczucia bezpieczeństwa? Policjantką. Byłaś surowa, ale zarazem delikatna, miałaś wrodzony talent do kierowania innymi, ale sama harowałaś jak wół, gdy zaistniała taka konieczność. Wtedy zaczęło się psuć na całej linii. Mnie denerwowała twoja niezależność, Ciebie fakt, że szukałem zrozumienia. Nic nie irytowało wówczas jak ty i nic nie bolało bardziej niż świadomość, że to trzaśnięcie drzwiami to skutek mojej głupoty.
Brakowało mi twojej twarzy wśród tłumu kibiców i twojej niezmordowanej chęci skradzenia mi chociaż pół pocałunku, kiedy rozbawiony podpisywałem twoją koszulkę kolejny raz. Wyjścia do fanów stały się mniej barwne. Ale przecież pracowałaś, nie mogłem Ci tego zabronić.
- W październiku wydział przenosi mnie do Katowic! – wrzask nadbiegł nie wiadomo z której strony. Potem ktoś (ty) wskoczył mi w ramiona. Wzięłaś wolny weekend, żeby to uczcić i w efekcie tego, następnego dnia stałaś przy barierce w strugach deszczu, w dłoniach mnąc nową koszulkę. Reprezentacyjną, biało-czerwoną, z moim nazwiskiem.
- Panie Michale – zagadnęłaś śmiało, a na twojej twarzy wykwitł natychmiast szeroki uśmiech – Gdy pięć lat temu mówiłam Panu, po co zbieram podpisy, Pan mi nie wierzył. Kto miał rację?
- Ty – odpowiedziałem, a ty wskazałaś miejsce pod Orzełkiem:
- Zaszczytny pięćdziesiąty na reprezentacyjnej. Wiesz ile bym miała kasy, gdybym to sprzedała? – zagadnęłaś wesoło, szturchając mnie łokciem.
Chyba dopiero wtedy doceniłem te wszystkie trudy związane z powrotem do twoich łask. Nie potrzebowałem więcej, niż tylko takiej Marleny, jaką byłaś. A byłaś nierzadko z hukiem. I tak kochałaś mieszać się z kibicami. Bo kiedyś, zanim zdominowałaś przyjmującego reprezentacji Polski, byłaś jednym z nich, czekających na swoją szansę, na swój czas.
***
Jeszcze jeden i epilog.

5 komentarzy:

  1. Jezu, to jest takie piękne. Ta więź między nimi, to wszystko.
    Nie chcę końca ...

    OdpowiedzUsuń
  2. Rzadko kiedy tak bardzo przywiązuję się do opowiadań, jak teraz to tego. Jest wyjątkowe i piękne. Marlena jest niesamowicie intrygującą postacią i naprawdę chciałabym, żeby było im z Michałem jak w bajce.
    Chociaż smutny epilog też by mi spasował :o
    Ale nie, Michał i Marlenka zasługują na szczęście.
    I jakim trzeba być wytrwałym człowiekiem, zeby uzbierać 50 autografów od jednej osoby? :D
    <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Biorę głęboki wdech, bo chyba na czas czytania tego rozdziału trochę zapomniałam o oddychaniu.
    Idziesz w górę z każdą kolejną częścią tej historii i w takich chwilach zaczynam się cieszyć, że jest tego tyle, ile jest. Więcej bez oddychania nie wytrzymam.
    Wiesz, że zbytnio wylewna bywam rzadko i nieczęsto nawet piszę, że mi się podoba. Teraz użyłabym obu tych rzadkości jednocześnie, ale i tak mam wrażenie, że to nie oddałoby tak naprawdę tego, co się w mojej głowie teraz dzieje.
    Czytam i ich widzę, a mam tak właściwie tylko wtedy, kiedy sama piszę.
    Ukłony, Dziewczyno, głębokie ukłony.
    Pozdrawiam.
    [kignaczak]

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham takie opowiadania skupiające się bardziej na opisach niż na dialogach. Wtedy można tak bardzo wczuć się w role bohaterów a ty narracją to jeszcze ułatwiasz. Po prostu genialnie ! :)

    W wolnym czasie zapraszam do siebie .

    OdpowiedzUsuń
  5. Nadrabiam. :)

    Ciszy to, ze między nimi się poprawiło. Znajomość pełna wzlotów i upadków.

    Świetny rozdział. :)

    OdpowiedzUsuń